poniedziałek, 19 listopada 2012

Merlyn Mongoł

Ostatnio niestety zaniedbałam tę sferę życia, ale zaczynam aktywnie nadrabiać, że aż nie nadążam z pisaniem o tym, bo tyle zaległości i nowości!
Jednak na Mamę (tak, moja Mama jest przez "M") zawsze można liczyć i pomoże w trudnej sytuacji. I oto wybrałyśmy się do teatru na "Merlyn Mongoł" w reżyserii Bogusława Lindy (tak, on ma również takie wykształcenie).

Szukając czegoś mądrego o tej sztuce w internecie natknęłam się na niesamowite zjawisko i szczerze mówiąc aż je opiszę w którymś poście.

Tak czy siak spektakl wszystkim polecam i namawiam do obejrzenia. Opowiada o ludziach żyjących w prowincjonalnym miasteczku w Rosji. Każda postać jest rewelacyjnie wykreowana i można stworzyć z nich oddzielne historie.
Wszyscy czekają tam na koniec świata, bo przepowiedzieli przecież i nagle pojawia się nowy lokator, który wprowadza się do jednej z bohaterek. Co się ogólnie dzieje to można łatwo opisać, ale o tym możecie poczytać wszędzie indziej i wywnioskować patrząc na scenę. Sprawozdania z wycieczki nie będzie. Ale...

Aleksy to chłopak nieśmiały, wystraszony, z miasta. Wypowiada się ładnie, na poziomie, ma wielkie plany, jest pisarzem, patrzy jasno w przyszłość i wierzy w lepsze jutro podczas, gdy tam czekają na apokalipsę. I trafia w taką zapadłą dziurę, gdzie ludzie raczej prości i staje się guru dla naszych bohaterów. Ten oto człowiek wykształcony i kulturalny - dwa kluczowe dla mnie słowa - trafia w sidła rosyjskiego bronxu, które powoli go pochłania.

Został wyrwany ze swojego świata i włożony w coś brutalnego i prostego aż boli. Ale co jest w tym najlepsze - jeśli chodzicie do teatru, interesujecie się sztuką, macie wykształcenie i nie uważacie by obrażanie kogoś, wyzywanie go i bicie się były metodami dyplomacji, szanujecie zdanie innych i potraficie prowadzić kulturalną dyskusję z kimś, kto myśli inaczej niż wy, to jesteście w pewnym stopniu jak Aleksy. Mało tego, wiecie, że istnieje coś takiego (przepraszam za stereotyp) jak warszawska Praga i ludzie, którzy tam żyją. Ale tego nie widzicie i nie czujecie. A ktoś jednak ogląda "Ukrytą Prawdę". Ja rozumiem, że społeczeństwo mamy starzejące się i że moja babcia to lubi, bo nadąża za tym co się tam dzieje i jest sensacja, a rozrywki oprócz telewizji już w życiu mało, bo za oknem to się na zamkniętym osiedlu zbyt dużo nie dzieje, ale takich programów jest coraz więcej. Dla kogo one? Czemu fatalne muzycznie gwiazdy mają tyle sprzedanych płyt? Kto to kupił?

Aleksy nie ma w ogóle styczności ze swoim światem, z kulturą, przestał pisać swoją powieść, mówić o literaturze. Widzimy jak się zmienia pod wpływem środowiska w którym przebywa.
Nie uczestniczyłam w życiu kulturalnym ostatnio wcale i to była niesamowicie wielka dziura w mojej duszy. Czułam się wybrakowana. I wtedy jak to zobaczyłam na scenie, pomyślałam sobie rzecz oczywistą - człowiekiem wykształconym (i nie chodzi mi tu tylko o mgr przed nazwiskiem, tylko szeroko pojęte wykształcenie) oraz kulturalnym nie jest być łatwo.
Podobno dzięki kulturze odróżniamy się od zwierząt. Potrafimy myśleć nie tylko tworząc rzeczy praktyczne, ale też SZTUKĘ. Coś wartościowego duchowo. Trzeba być na bieżąco ze światem teatru, muzyki, malarstwa i innych dziedzin, do tego często rozmawiać, czytać i poznawać zdanie innych, a przede wszystkim umieć modyfikować swoje poglądy zależnie od faktów i cudzych argumentów.
Szerze mówiąc wydawało mi się to rzeczą naturalną. Czasem wychodzi nam to lepiej, czasem gorzej, ale każdy wie, że w pewien sposób się nie rozmawia, że istnieje coś takiego jak etykieta. Kto z nas o tym myśli w życiu codziennym? Czy zdajemy sobie sprawę ile z tego to są nasze naturalne odruchy? Mama nauczyła mnie pomagać, Tata nauczył, że trzeba się rozwijać, na studiach wpoili jak istotne jest prawidłowe higieniczne mycie rąk, na drugich jak ważna jest własna prezencja.
Macie problem z tym, że nie ustępujecie miejsca czy nie pomagacie kobiecie wnieść wózka do autobusu? Czy nie poszliście na studia, nie inwestujecie we własne kariery i nie rozwijacie się? Czy nie myjecie rąk po przyjściu do domu czy przed jedzeniem (przynajmniej!)? Czy chodzicie zaniedbani w brudnych ubraniach? Nie podejrzewam was o to, bo jeśli doczytaliście do tego momentu, to znaczy przynajmniej, że jesteście wytrwali, a człowiek prosty (bardziej w znaczeniu prostak) ogląda tylko obrazki. A tu patrzcie. Sam tekst. :)

Podsumowując - Aleksemu odebrali kontakt z kulturą i wrzucili na prostą prowincję. Ludzie tam bardzo chcą być jak on, ale im dłużej tam jest, tym bardziej staje się jak oni. A jak tylko znika to życie w miasteczku wraca do normy. Czy jego również?
I pytanie - czy brak sztuki cofnąłby nas w rozwoju emocjonalnym i duchowym? Kim byśmy się stali personalnie bez szeroko pojętej kultury?
Ja osobiście bym zdziczała.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz