czwartek, 1 listopada 2012

I po cukierkach

Właśnie wróciłam z klubu Eden, gdzie spędziłam tegoroczny halloween. Pewnie nie jak większość z was pijąc drinki z palemką, lejąc się krwią i tańcząc do białego rana (który jeszcze nie nastał), ale w pracy. 
Może i nie mogłam się w pełni popisać swoimi umiejętnościami, ale nawet przy tak zwanych chałturach człowiek może się dobrze bawić!
Normalnie bym poczuła się pewnie trochę zawiedziona lub urażona, ale dzisiaj to był prawdziwy komplement, gdy ktoś schodził z mojego krzesła i krzyczał z przerażeniem "o mój boże!" :)

Sama też na szybko się pomalowałam, bo jak to jest, że szewc bez butów chodzi, ale na fotorelację będziecie musieli poczekać, aż impreza się przede wszystkim skończy i jak dostanę fotki.




Jeśli chodzi o samo miejsce, to trochę się obawiałam wiejskiej dyskoteki z nowym wystrojem, a okazało się, że niemało się pomyliłam! Sam wystrój jest niczego sobie, bo nie odbiega niczym od popularnych warszawskich klubów, a organizacja (przynajmniej ze strony personelu była fantastyczna). Oddzielone miejsce od całego klubu, gdzie mogłam pracować, wszystko co potrzeba zapewnione, drinki niestety bezalkoholowe dla kierowców były, a najlepsze jest to, że czułam się tam bezpiecznie. Ciągle ktoś nade mną czuwał, pytał czy czegoś nie potrzeba i pilnował.
Tancerki, które tego dnia występowały również sobie tę opiekę chwaliły.
 Muzyka nie była moim typem i to zdecydowanie, ale nasz klient nasz pan - ludzie bawili się znakomicie, a ja w moim magicznym charakteryzatorskim kąciku nie musiałam jej słuchać :)


A teraz życzę wam spokojnej nocy bez koszmarów!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz