sobota, 2 kwietnia 2011

Góry moje, wierchy moje...

A teraz z innej beczki... Góry... Moje jedyne, kochane zawsze, całym sercem, niezmienne...
Coś co się nigdy nie zmieni...

Jeśli ktoś z was jeździ i chodzi i czuje to, to rozumie o czym piszę. Prawdziwa wolność z którą można zrobić wszystko jednocześnie czując respekt i pokorę. Coś, czego się nie da wytłumaczyć, a można tylko poczuć.
Najlepiej po sezonie, kiedy skalne ściany i ścieżki stają się puste, zaczynają oddychać swoim rytmem, uwalniając się od zbyt dużej ilości rozmów, termosów, adidasów i innych atrakcji turystycznych. Jest ich zdecydowanie mniej, tylko nasze. Tylko my zakłócamy ich spokój jednocześnie wchodząc w symbiozę i chodząc na palcach. Czując już chłodny wiatr i zabierając cieplejsze bluzy i kurtki. Mając już bezdyskusyjnie termos z ciepłą herbatą i latarkę w zapasie...

Jednak każda pora roku jest dobra i odpowiednia na chodzenie w bardziej i mniej znajome miejsca... Lato najczęściej, bo pogoda dopisuje i stwarza możliwości dalszych wyjść. A zima, by trochę igrać, trochę ryzykować, trochę się sprawdzać, dostać dawkę adrenaliny... Mimo pięknej i sprzyjającej pogody zawsze czuje się ten dreszczyk "a co jeśli...?". Pokonuje się swoje lęki i słabości. Zawsze. Dobrze je mieć, bo finał jest pełniejszy.

Zimą tylko na narty? Chodzenie jest nieciekawe? Mylicie się. Sami spójrzcie jak może być cudownie i wspaniale. Jak można się w tym zakochać i już pozostać tej miłości wiernym...




Podejście na Kozi Wierch 2011. Próba pierwsza. Nie zawsze się udaje osiągnąć szczyt, co nie zmienia faktu, że przeżycia zawsze są wspaniałe...




Podejście na Zawrat 2010. Długa i pełna emocji droga.




Zawrat 2010. Osiągnięcie założenia na zeszłoroczną zimę. 




Zawrat 2010. Zmęczeni, zadowoleni i szczęśliwi. Całą ekipą.




Taniec zwycięstwa, a Zawrat już gdzieś tam na górze... Jeszcze kawał drogi przed nami...




Mały spacer na Nosal też może być piękny, szczególnie o zachodzie słońca. 2010.




Nie zawsze jest łatwo. Wtedy lód siekał i nie dawał oddychać, jednak pokonaliśmy podejście. I zejście i całą drogę w śnieżycy. Beskid 2010.




No a widoki nie zawsze są piękne. Ale wiemy gdzie jesteśmy, znamy okolicę, czujemy, że nam się udało. Beskid 2010.




Przyłapana na poprawkach. Nosal 2011. A w dali widać Babią Górę. Wygląda stąd przepięknie, ale jak z Babiej widać Tatry, to aż się łza kręci w oku...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz